sobota, 20 sierpnia 2016

Rozdział 7 - Katastrofa

Przyjaciele wyszli z jaskini i skierowali się w stronę polany, na której stał ogromny statek kosmiczny.
- Wow, czy to Z81? - zawołała Martyna po przeczytaniu napisu na skrzydle. - myślałam, że jeszcze takich nie produkują! - Viran podeszła do maszyny, otworzyła drzwi i weszła do środka mówiąc z lisim uśmiechem:
- Bo nie produkują.
Reszta też weszła do środka. Wewnątrz statku było dużo miejsca. Stało tam sześć dwuosobowych foteli pasażerskich  oraz dwa stanowiska na przedzie. Każdy usiadł na innym, tylko Woodsowie obok siebie. Viran i Skysoon sterowali maszyną. Gdy wystartowali, Michał i Martyna patrzyli przez okno na oddalający się obraz Ziemi. Po dłuższej chwili dziewczyna nagle odezwała się:
- Będzie mi brakowało babci i domu.
- Mi też - westchnął brat - ale teraz mamy nową rodzinę i dom.
- Racja.
- Sky, przekalibruj ustawienia startowe - mówiła Viran i oboje zaczęli przyciskać guziki na niebieskim, elektronicznym panelu sterowania. Dziewczyna wykonała jeden ruch rękom i fotel Skaya oraz ten jej obróciły się a ona oznajmiła:
- Autopilot włączony, to co tam u was? - Cisza. Po chwili jednak Michał zapytał trochę nieśmiało.
- Jak... jak jest tam u was na Marsie?
- W jakim sensie? - włączył się mistrz wiatru.
- Eee, macie tam jakąś bazę czy co? Wiecie, nasze ziemskie radary wykryłyby ją, a nic nam o tym nie wiadomo.
- Ha - władczyni wody zaśmiała się krótko - nie. W połowie tak ale...nie. Może zacznijmy od tego, że nasza baza nie jest na Marsie, tylko w nim. W skrócie: To jest taka nowoczesna w pełni zautomatyzowana plątanina korytarzy, wind, schodów i pomieszczeń. A wasze radary jej nie wykryły, ponieważ jądro Marsa emituje silne pole, przez które jest niewykrywalna. W przeliczeniu, waszym naukowcom odkrycie tego zajmie około... 200 lat? Chociaż, nasza technika i tak się wtedy o wiele bardziej rozwinie i wymyślimy coś jeszcze lepszego.
- To było w skrócie? - znudziła się El, której już to kiedyś wbijali do głowy.
-  Tak. - Odparła zadowolona księżniczka. Po chwili Martyna zaczęła obracać się na różne strony i wypatrywać czegoś za oknem.
- Co jest? - zapytał brat
- Mam dziwne przeczucie, że zaraz wydarzy się coś złego.
- He? - zdziwieni Viran i Sky odwrócili się. Chłopak popatrzył na radar, a potem w okno i nagle krzyknął:
- Asteroidy! - Vir, genialny pilot, szybko złapała za ster i próbowała manewrować. Rzucało statkiem jak opętanym. Mistrz wiatru próbował zestrzelić większe przeszkody. Nagle jedna z nich uderzyła w maszynę od góry i wywołała niesamowite turbulencje.
- Odleciała klapa głównego napędu! - mówiła władczyni wody obejrzawszy się w tył za lecącym w przestrzeń kosmiczną kawałkiem metalu. - " A niby blacha wzmocniona!" - pomyślała - Kable są na wierzchu! Lepiej, żeby nic większego w nas nie uderzyło. - Sky strzelił i nagle jeden z meteorów rozprysnął się na tysiące ostrych kawałeczków. Jeden z odłamków przeciął jakiś kabel, od głównego napędu. Statek zaczął przybierać coraz większą prędkość. W końcu leciał tak szybko jak jeszcze chyba nigdy. Viran próbowała to zatrzymać przyciskając rożne przyciski. Niestety nic to nie dało. Electra dotknęła obiema dłońmi statku. Jej otwarte szeroko oczy zaczęły świecić na niebiesko i przelatywały przez nie różne cyfry i znaki. Nagle dał się słyszeć ogromny huk. Statek z wielka prędkością uderzył w jakąś planetę. Siła uderzeniowa zmiotła z powierzchni  rosnące nieopodal drzewa i krzewy. W powietrzu unosił się kurz, który  po chwili opadł. Dopiero teraz widać było lewitującego Skysoona z wyprostowaną przed siebie ręką, a wokół jego i przyjaciół lekko niebieską lecz przeźroczystą ściankę pola siłowego, którą wytworzył nie kto inny jak mistrz wiatru. W końcu ochrona zniknęła, chłopak upadł na podłogę i kucnął ze zmęczenia. Miał  przyspieszony oddech. Po chwili wszyscy wstali zdziwieni. Viran i Ximus podeszli do niego. Dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu, a ten spojrzał na nią tak, jakby chciał powiadzieć:
" Chyba się udało"
- Dobra robota, ale nie wiedziałam, że umiesz wytwarzać pole siłowe.
- Ja tez nie - odpowiedział
- Jak to zrobiłeś? - zapytał mistrz ognia
- Nie mam pojęcia, tak po prostu. Zobaczyłem jakieś dziwne zasłony i... - przerwał
- Wow...
- Czy nikomu nic się nie stało? - Viran rozejrzała się wkoło po pustyni . Martyna stała na piaskowej górce i czegoś wypatrywała a Michał przebierał szczątki Z81. Dopiero w tej chwili zauważyła leżąca na ziemi Electrę. - El! - wraz z tym krzykiem pozostali odwrócili się i podbiegli do mistrzyni elektryczności.
- El, co się stało? Electra, słyszysz mnie? El! - dziewczyna nie odpowiadała. Martyna przyjrzała się jej wnikliwie.
- Nie martwcie się, nic poważnego się jej nie stało.  Na pewno. Nie powinna leżeć narażona na promieniowanie słoneczne. Nam wszystkim może to zaszkodzić. Przenieśmy się do tamtego lasku. - przyjaciele wzięli El i poszli w stronę wskazanego miejsca. Kiedy dotarli, atmosfera nieco rozluźniła się. Ximus, Michał i Skysoon  zbierali drewno na opał. Viran próbowała skontaktować się z bazą na Marsie, ale jej zegarek uległ zniszczeniu. Martyna siedziała pod drzewem obok Electry.
- Michał, pomożesz z tą kłodą? - zapytał Ximus. Chłopak podszedł do kolegi i spoglądając na smutną siostrę, nawet o tym nie wiedząc, podniósł 50 kilowy kawał drzewa, jakby to był lekki patyk. Mistrzowie ognia i wiatru zaniemówili. Michał odłożył belę drewna i wszyscy trzej wrócili do pracy.
          Zaczęło się ściemniać. Zdenerwowana Viran ciągle próbowała naprawić zegarek. Sky siedział obok nieprzytomnej, Michał poszedł rozejrzeć się po okolicy a Martyna siedziała pod rozłożystym drzewem. Wpatrując się w zieloną trawę myślała o dzisiejszym dniu. Po jakimś czasie Ximus podszedł do niej mówiąc cicho:
- Cześć.
- A, to ty - dziewczyna podniosła na niego wzrok, a mistrz ognia usiadł obok niej. - cześć.
- Powiedz, skąd wiedziałaś o asteroidach? - zapytał
- Czasami miewam różne, dziwne wizje albo przeczucia, nawet nie wiem skąd. - spuściła głowę
- Coś się stało?
- Mam wrażenie, że to wszystko to moja wina.
- Nie myśl tak.
- Mogłam od razu powiedzieć, że zbliża się niebezpieczeństwo.
- Nie przejmuj się. To nie przez ciebie.
- Może i nie, ale i tak czuję się winna - po tych słowach zza krzaków wychyliło głowę jakieś niebieskie zwierzę i polizało ją w policzek po czym zniknęło - co to?
- Chyba zwierzęta cię lubią, prawda? - uśmiechnął się
- Jasnowidz się znalazł - zażartowała
- Widzisz, od razu się rozweseliłaś!
- Dzięki za poprawienie humoru.
- Nie ma za co, to w końcu rola przyjaciela.



*         *         *

Cześć, to ja!
To tyle, pa!

NMBZW