Następnego dnia rano, Michał zastukał w drzwi gości.
- Proszę - odezwał się cienki głos Electry zza drzwi. Chłopak wszedł do pokoju i zapytał:
- Nie ma u was Martyny?
- Nie, a co się stało? - zdziwił się Ximus
- Nigdzie jej nie ma - tłumaczył wychodząc na hall.
- Jak to nie ma? - zdziwiła się mistrzyni wody - myślisz, że bała się wyniku egzaminu?
- Jakiego egzaminu? Viran, o co chodzi? - Sky spojrzał na nią z dziwnym wyrazem twarzy.
- Nie teraz, później wam wyjaśnię, na razie musimy znaleźć Martynę. - powiedziała kierując się na dwór - Jak myślisz Michał, gdzie ona może być? Może ma jakąś kryjówkę o której nikt nie wie?
- Możliwe, ale jeżeli to prawda to i ja nie wiem gdzie to jest. Faktycznie, znamy ten las jak własna kieszeń, ale szukałem jej już wszędzie.
- Może ukryła się poza lasem? - podrzucił pomysł Ximus
- Nie, moja siostra nie lubi wychodzić w miasto.
- Ale jednak gdzieś jest, więc warto jeszcze poszukać - pocieszała Electra. Wyszli na dwór nadal rozmawiając.
- Może powiesz babci? - proponowała Viran
- Wole nie, - powiedział - ona jest zajęta. Musi przemyśleć wczorajszą sytuację, lepiej jej nie przeszkadzać. A poza tym, co by to dało?
- Tak czy inaczej musimy zacząć poszukiwania - oznajmiła szefowa bohaterów.
- Jasne, chodźmy! - po tych słowach rozdzielili się i poszli, każdy w swoją stronę. Szukali wszędzie, w dziuplach, na drzewach, w krzakach, a nawet w norach. W końcu zrobiło się późno. Słońce zaczęło zachodzić i zbliżała się godzina odlotu na Marsa. Niestety Martyny nadal nigdzie nie było.
- El, jak byś mogła to pobiegnij prze parkować statek - powiedziała Viran ze smutkiem.
- Jasne
– powiedziała i pobiegła. Nie było jej tylko przez chwilę i już pędziła jak
błyskawica z drugiej strony lasu. – postawiłam statek na polanie nie daleko
stąd.
-
Dzięki – powiedziała i poszła do chłopaków stojących pod rozłożystym drzewem. –
zbierajcie się. A gdzie jest Michał?
-
Poszedł na chwilę do domu, jego babcia chciała z nim porozmawiać – tłumaczył
Sky. Viran pomyślała, że na pewno chodzi o wczorajszy egzamin. Electra
dołączyła do nich i zapytała:
-
Jak myślicie Martyna wróci?
-
Nie sądzę – Ximus spuścił głowę – do tej pory jej nie ma, a zaraz wylatujemy.
-
Nie traćcie wiary! – Sky przywrócił ich do porządku – Viran, tak właściwie to o
co chodziło z tym egzaminem? – mistrzyni wody opowiedziała drużynie całą historię.
-
Ciekawe… - odezwał się Ximus gdy skończyła. Vir spojrzała na zegarek i
posmutniała:
-
Musimy już wyruszać. – powiedziawszy to podeszła do drewnianych drzwi domu.
Stanęła w nich i przypatrywała się rozmowie staruszki z Michałem.
-
Jestem dumna – mówiła kobieta – tylko szkoda, że twoja siostra się nie
pojawiła.
-
Niestety… Zniknęła z samego rana, i nigdzie jej nie ma.
-
Przekażesz ten list mojemu bratu – podała wnukowi sztywną kopertę. Michał
skinął głową na znak „do widzenia” i odszedł. Od razu zobaczył posmutniałą
Viran i zadał pytanie na które i tak znał odpowiedź:
-
Nie wróciła, co?
-
Nie - westchnęła i wyszli z budynku – musimy już lecieć.
-
Martyny ani śladu. – oznajmiła El
-
Martyna?! – zawołał mistrzyni wody
-
Tak, no wiesz długie, proste, brązowe włosy, zielone oczy…
-
Nie, tam! – Viran odwróciła koleżankę przodem do idącej przez las dziewczyny. I
rzeczywiście to była Martyna. Przyjaciele podbiegli do niej.
-
Przepraszam was… - tłumaczyła się – wiem, nie powinnam tak znikać, bez
większego powodu…
-
Nie ważne, dobrze, że jesteś tu i lecisz z nami! – pospieszył się Ximus.
-
O nie, nie byłabym tego taka pewna! – przypomniała sobie o czymś i pobiegła do
siedziby (chyba
mogę to tak nazwać?) . Wparowała do niej, a staruszka siedziała właśnie
kuchni. – Babciu! – kiwnęła głową. Reszta przyjaciół przyglądała się jej z
daleka. – przepraszam za to całe zamieszanie, spanikowałam po tym wczorajszym…
egzaminie… i… i jeżeli uznasz, że nie powinnam lecieć, bo nie jestem gotowa… to
nie polecę…
-
Posłuchaj, jesteś tchórzliwa bo uciekłaś, jesteś odważna bo wróciłaś, stoisz tu
i przyznajesz się do błędów, chociaż możesz ponieść surową karę. Nie wiem, czy
jesteś tchórzem, czy masz w sobie więcej odwagi. Ty sama możesz tego nie
wiedzieć. Ale dowiesz się trenując pod okiem
mojego brata.
-
To znaczy, że mogę lecieć? – dziewczyna zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia.
Staruszka tyko (jak zwykle) kiwnęła głową, lecz wszyscy zrozumieli, że to miało
znaczyć „tak”.
-
Mój brat na pewno dobrze was wyszkoli. Jestem dumna. – po tych słowach szóstka
przyjaciół wyszła na zewnątrz. Woodsowie stanęli i bez słowa odwrócili się w
stronę budynku. Wiedzieli, że to może być ich ostatnie pożegnanie ze starym
domem życiem i rodziną.
Pokierowali
się w stronę, znajdującej się nie daleko, polany.
-
Blisko było. – Martyna odetchnęła
-
Zaiste. – rzekł młody mnich (Skysoon, tak dla jasności).
-
A jaka długa przemowa! – przyznała El
-
To nie nowość – powiedział Michał – to
jedna z krótszych. A czym lecimy na tego Marsa?
-
Statkiem kosmicznym – odpowiedziała wesoła Electra na oczywiste dla niej
pytanie.
-
Martyna, gdzie w ogóle byłaś jak cię szukaliśmy? – zapytał Ximus. Dziewczyna zamyśliła się, lecz po chwili powiedziała:
-
A chcecie zobaczyć?
-
Jasne! – odpowiedzieli już biegnąc za nią. Nie trwało to długo, a dotarli do
skalnej groty.
-
Jaskinia miliona korytarzy. – tłumaczył Michał – chowaliśmy się tu jak byliśmy
mali. To właśnie tutaj byłaś? – zwrócił się brat do siostry.
-
Tak jakby, chodźcie za mną – mówiąc to dziewczyna weszła do pieczary – skoro i
tak pewni nigdy więcej tu nie wrócę, to chyba czas ujawnić swoja kryjówkę. To
tak. Najpierw korytarzem w lewo – mówiła idąc coraz szybciej – teraz trzecie
przejście od prawej, następnie w prawo, w lewo, w prawo, znowu w prawo i w
lewo. – stanęła plecami do kotary z liści i lian, ale przodem do przyjaciół. –
chodźcie, ale cicho – zniknęła za zasłoną. Bohaterowie powoli odgarnęli pnącza
i ukazała im się piękna, ogromna
jaskinia (sorry za powtórzenie, ale mój słownik synonimów gdzieś się zapodział).
Zamiast twardej, kamiennej podłogi była tu miękka, zielona trawa. Na środku
tego nietypowego pomieszczenia, rozpościerało się jeziorko z pływającymi na nim
łabędziami. Po drugiej stronie rosło potężne, rozłożyste drzewo. Na łące pełnej
kwiatów pasły się sarny i skakały zające. Było tu jasno i przyjemnie. Ciepłe,
wpadające przez skalne szczeliny promienie zachodzącego słońca, ogrzewały wszystko
dookoła. Na ścianach widniały malunki
naścienne. Wyglądały na bardzo stare, nawet z przed tysiąca lat. Na ten widok
wszyscy stanęli jak wryci. Nikt nie wyobrażał sobie takiego miejsca w samym
środku skalnego labiryntu.
* * *
Witajcie.
Na wstępie chciałabym poinformować wszystkich czytelników, że rozdziały na tym blogu nie są pisane na bieżąco. Prawie rok temu, podjęłam się napisania książki o sześciu bohaterach: Viran, Ximus, Skysoon, Michał, Martyna oraz Electra. Rozdziałów jest już około 30. Pierwszy został napisany 07.10.2015r. Niestety książka znajduje się na komputerze ze starym oprogramowaniem, niekompatybilnym z laptopem na którym ją publikuje.
- No to możesz publikować rozdziały na tamtym kompie - zgaduje, że tak myślicie.
Niestety to nie takie proste, ponieważ internet nie zadziała na starym oprogramowaniu, a jak wiecie bez internetu się nie da. Stąd również wzięły się moje problemy z ich nieregularnym zamieszczaniem.
Nie wiem czy wiecie, ale łatwiej i szybciej pisze się na bieżąco niż przepisuje. To tyle.
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!
NMBZW