poniedziałek, 21 listopada 2016

Rozdział 10 - Tajemnicza wiadomość

Zasiedli do długiego, o dziwo pustego stołu. Z jednej strony siedział król Aron, a z drugiej królowa Perla. Nagle duże wrota jasnej jadalni otworzyły się i do sali weszli służący z talerzami, sztućcami i filiżankami. Gdy wszystko zostało rozłożone wjechały drewniane wózki, na których znajdowały się różne potrawy. Głównym daniem była ogromna dzika świnia z jabłkiem w pysku. Na stole znalazło się dużo wykwintnych potraw i tylko trzy z niech nie były mięsne. Wszyscy zabrali się do jedzenia. Król i królowa bacznie obserwowali każdy ruch gości. Patrzyli co jedzą, więc nie dało się nie zauważyć, że Martyna nie je mięsa. Jednak tylko oni zwrócili na to uwagę. Po skończonym obiedzie rodzice mistrzyni wody zapytali:
- Viran, może coś opowiesz? Jak tam u was jest?
- Emm...  Jest świetnie, mam przyjaciół, senseia... Zawsze jest coś czym można się zająć. A co się tu zmieniło, jak stosunki z Mc.Krakenami? Coś nowego?
- Niestety nie. Nadal przetrzymują zakładników. - rozmowa ciągnęła się dalej. W końcu zrobiło się późno.
- Chyba zostaniemy na noc, lepiej nie wylatywać o tej porze - mówiła Viran spoglądając na zegar.
- Podzielam twoje zdanie - powiedział król a pani Sea klasnęła dwa razy i u jej boku ukazały się służebnice.
- Pokażcie gościom ich pokoje - powiedziała królowa
- Dobrze - odpowiedziały i zaprowadziły bohaterów do osobnych pokoi na piętrze.

Następnego dnia, Electra obudziła się wcześnie. Wstała, zamknęła okno, które było całą noc otwarte. Nagle zobaczyła brudną, podartą i pogięta kartkę leżącą na niewielkiej szafce obok łóżka. Dziewczyna podeszła do niej, podniosła małą karteczkę i przeczytała ją, po czym szybko ubrała się w suknię i wybiegła z pokoju. Podbiegała do drzwi swoich przyjaciół, kolejno w nie pukając. Po chwili, w niewielkich odstępach czasu, wszyscy znaleźli się w pokoju Vir.
- O co chodzi? - zapytał Ximus
- Znalazłam to w moim pokoju - Electra pokazała kartkę - wczoraj jej nie było. Ktoś musiał ją podrzucić w nocy.
- Daj - powiedziała Viran, El przekazał jej karteczkę i mistrzyni wody zaczęła czytać na głos.

Nagle zrobiło się kompletnie cicho, lecz po chwili Michał zapytał:
- O co chodzi Viran?
- Ja... ja nie wiem, zostawcie te sprawę
- Co? Viran, tam są ludzie, zakładnicy, musimy im pomóc - wyraziła oburzenie Electra
- Nie pomożemy. Musimy lecieć do bazy i dokończyć misję - dziewczyna skierowała się w stronę drzwi.
- Viran, oni cierpią. Czy ty... czy ty się boisz? - pytał Sky
- Nie pomożemy - mówiła twardym, odpychającym głosem, otwierając drzwi i patrząc przez ramię. - przepraszam, ale nie zrozumiecie o co chodzi
 - mówiąc to wyszła z pokoju.
- Świetnie! Co my teraz zrobimy? Przecież nie pójdziemy tam sami! Nie znamy terenu. - powiedział Ximus. Martyna podeszła do drzwi, chwyciła klamkę i lekko otworzyła je, ale z tyłu odezwał się głos:
- Gdzie idziesz? - zdziwił się Ximus
- Pogadać - wyszła
- Myślicie, że to coś da? - rzekł Skysoon
- Na pewno. Moja siostra ma podejście do ludzi.
- Obyś miał racje. - dodała Electra

Martyna szła korytarzem w półmroku. Znajdowała się na bardzo wysokim piętrze. Po chwili zobaczyła stojącą na tarasie widokowym Viran, oglądającą wschód słońca. Podeszła do przyjaciółki i również spojrzała w dal opierając się o drewnianą barierkę. Martyna zapytała:
- Viran, dlaczego nie chcesz pomóc?  Czuję, że tu chodzi o coś więcej niż tylko misję.
- Przepraszam, ja po prostu… nie chce zostawać na tej planecie.
- Jak to? Przecież tu jest twój dom
- Wiem. Bardzo cieszyłam się z powrotu, ale później przypomniałam sobie jak tu było naprawdę. – spuściła głowę, westchnęła i znów popatrzyła przed siebie. Ja po porostu od zawsze jestem z rodziny królewskiej. Zawsze traktowana z góry, jak księżniczka, ważniejsza od innych. Od zawsze tylko służba, ochroniarze… Nigdy nie miałam przyjaciół. Nie mogłam nic. Od kiedy poznałam Ximusa,  Electrę i Skaya moje życie się zmieniło. Byłam normalna i kompletnie zapomniałam o przeszłości.
- Nie wiedziałam. To straszne… A kto to ci Mc. Krakenowie?
- Widzisz – nieco się ożywiła – po drugiej stronie tej planety jest drugi pałac i druga rodzina królewska. Niby niczym się nie różnimy, ale oni mają ciemniejszą skórę i zupełnie ciemne serca.  Praktycznie od zawsze prowadzimy ze sobą wojny. Jeszcze przed moim wyjazdem odbyła się ogromna bitwa. Mc. Krakenowie  wzięli wielu zakładników, a jednym z nich był mój jedyny przyjaciel Kris Cerpeen. Był jednym z lepszych żołnierzy w królestwie. Niestety, nie wolno mi było przyjaźnić  się ze służbą. Gdy do mnie pisał, zawsze podpisywał się trzema literami: K.C.P – westchnęła – źle tam traktują normalnych ludzi, a ważnych jeszcze gorzej. Wolę nawet nie myśleć jak skończył. On nie żyje i nikt nie przetrwał tam tak długo. To zasadzka. Nie pomożemy – Martyna  słuchała tego z wielką uwagą, lecz nagle powiedziała przekonywająco:
- Viran, nawet jak go tam nie ma, to przecież są inni zakładnicy, sama mówiłaś, że nie traktują ich aż tak źle.  Na pewno ktoś przeżył.
- To zbyt niebezpieczne, nie pomożemy. Nasza szóstka nie da rady.
- Macie moce, a my jesteśmy świetnie wyszkoleni, damy radę – mówiła wolno, smutnym głosem. Martyna spojrzała na przyjaciółkę i powiedziała cicho:
- Jesteście super bohaterami – Viran spuściła głowę, wzięła głęboki wdech i położyła ręce na poręczy. Nagle dziewczynie zmienił się humor i z uśmiechem powiedziała:

- To prawda. Wiesz, gdy moja babcia, poprzednia mistrzyni wody, odchodziła z tego świata to powiedziała mi takie zdanie: "Nigdy nie stój w miejscu, jeżeli ktoś cię potrzebuje. Wtedy nie wiedziałam jeszcze co to znaczy, ale teraz już wiem. " 

*            *            *
Hej!
Oto rozdział 10
bla bla bla
papa!
NMBZW <3

piątek, 4 listopada 2016

Rozdaział 9 - Dom

- Emm, jestem księżniczka Viran
- Jak to... gdzie korona - Viran założyła swoją tiarę z kryształem wody - księ... księżniczka Viran! - mężczyzna zniknął, lecz nagle otworzyły się ogromne wrota, osobnik wszedł z dwoma strażnikami i wszyscy jej się ukłonili. Vir pochyliła głowę w dół i powiedziała:
- Tak to ja i moi przyjaciele. Nasz statek rozbił się. - weszli na ogromną przestrzeń ogrodzoną żywopłotem. Było tu dużo domów, ścieżek, lamp i ogrodzeń. Wyglądało to na całkiem duże miasto i rzeczywiście nim było. Na środku rozpościerało się jezioro. Ludzie o niebieskiej skórze spoglądali z podziwem na przechodzącą obok Viran i kłaniali się jej. Dziewczyna jednak nie zwracała na to uwagi. Przyzwyczaiła się do specjalnego traktowania. Rozglądała się po grodzie. - Widzę, że podwoiliście zabezpieczenia po moim wyjeździe. - powiedziała po chwili.
- Tak, wieść o twoim wyjeździe szybko się rozeszła, dotarła nawet do rodu Mc Krakenów (ja nwm, co to za nazwa, ale to była pierwsza jaka mi wpadła do głowy, więc taka zostaje xD ). Zaczęły się napady...
- Jak to? Dużo ludzi ucierpiało?
- Nie, panienka się nie martwi, żadnych ofiar. Nasze wojska są równie dobre jak przed panienki wyjazdem.
- A moi rodzice?
- Są w zamku.
- Dobrze, zamierzamy ich odwiedzić. - to mówiąc zrobiła znaczący ruch ręką a strażnik podał jej pięć błękitnych kulek wody. Rzuciła je w stronę przyjaciół mówiąc:
- Zjedzcie, będziecie mogli oddychać pod wodą - towarzysze zrobili jak powiedziała i po chwili dziewczyna zniknęła w niebieskiej tafli. Reszta też zaczęła płynąć. Okazało się, że na środku tego bajora znajdował się tunel. Był on porośnięty kolorowymi koralowcami i wodorostami.
- Viran,  to była twoja WIOSKA?! - odezwała się Martyna
- Tak... ale też i nie. Ech, nie było mnie tu sporo czasu, ale i tak nic tu się nie zmieniło.
- Dokąd tak właściwie płyniemy? - zapytał Sky
- Jak to dokąd? Do mojego domu, na końcu tego tunelu. I powiem wam, że jest tam nie tylko mój pałac...
- Wow... - zdziwił się Michał. W końcu dotarli do dziwnej ściany wody. Zatrzymali się.
- Co to? - zapytał Ximus
- To taki... no jakby... taka... bańka, oddzielająca wodę od powietrza. Po drugiej stronie znowu jest tlen.
- To chodźmy! - powiedzieli, po czym przeszli na drugą stronę i o dziwo nie byli mokrzy. Nagle, wewnątrz ogromnej jaskini,  ujrzeli wielkie miasto. Na środku znajdował się pałac, którego czubek wystawał poza nią.
- ...Większe wow. - dodał Michał
- To moja wioska - uśmiechnęła się Viran
- No nieźle - stwierdziła Viran
- Chodźcie - Vir machnęła ręką i udali się w stronę zamku.
Po chwili stali już przed wielkimi, ciemnymi drzwiami pałacu, obok których trzymali wartę czterej ochroniarze. Strażnicy pokłonili się i powiedzieli:
- Bardzo się cieszymy z odwiedzin panienki - mistrzyni wody ponownie skinęła głową i pod patrolem dwóch strażników wszyscy weszli do środka.
Znaleźli się w ogromnym, ciemnym pomieszczeniu, oświetlonym przytłumionym światłem. Przyjaciele szli po czerwonym dywanie, oglądając wiszące na ścianach stare obrazy i portrety. W końcu dotarli do drzwi umiejscowionych pomiędzy dwustronnymi schodami. Viran spokojnie otworzyła drzwi i weszli do środka. Nagle zobaczyli dwa trony stojące obok siebie, a na nich króla i królową. Jak każdy w mieście, mieli niebieską skórę. Mężczyzna był wysoki i umięśniony. Na średniej długości blond włosach miał koronę, a na sobie ubranie ze wzorem, jaki na sukni miała córka. Kobieta siedząca obok wyglądała prawie jak Viran. Zamiast warkocza, miała rozpuszczone, falowane włosy a w jej sukni nie było wycięcia. Gdy bohaterowie weszli do pomieszczenia, para królewska powoli wstała w zdumieniu. Viran przez chwilę stała przed rodzicami, potem wpadła im w ramiona. Przyjaciele stali z tyłu i przyglądali się całemu zdarzeniu nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Po chwili jednak księżniczka skinęła im, żeby się pokłonili. Tak tez zrobili.
- Przepraszam, oni nie są stąd - zaśmiała się dziewczyna - jak się cieszę, że znowu was widzę!
- My, też - przyznali
- Niestety nie zostanę długo - mówiła i wszyscy wstali - to bardzo spontaniczne odwiedziny. Nasz statek rozbił się na pustyni. Aha, nie przedstawiłam moich przyjaciół. To jest Electra Star, mistrzyni elektryczności. To Ximus i Skysoon Stich, mistrzowie ognia i wiatru. A to Martyna i Michał Woods. Są z planety Ziemia. Sensei kazał nam ich odnaleźć i przyprowadzić do bazy. Niestety asteroida uderzyła w nasz statek i wiecie co było dalej. Tak, a to są moi rodzice. Perla i Aron Sea - zwróciła się do bohaterów.
- Miło was poznać - powiedziała matka Viran
- Przykro nam z powodu statku. Damy wam jeden z naszych - mówił pan Sea.
- Ale na razie, idźcie się przebrać. Służba znajdzie wam nowe ubrania. Potem zobaczymy się w jadalni na obiedzie. - dokończyła pani Sea. I rzeczywiście, dopiero teraz bohaterowie zwrócili uwagę na swoje brudne ubrania. Król i królowa zasiedli na nowo w swoich tronach. Przyjaciele oddalili się. Weszli ze służbą po schodach i szli długim korytarzem. Gdy znaleźli się na końcu, weszli do jednego z będących obok pomieszczeń. Była to ogromna, jasna garderoba, na środku której stała zasłona do przebierania się (ja wiem *face palm*, głupia nazwa... ), a obok wejścia dwie kanapy. Służący podeszli do obficie obwieszonych ubraniami wieszaków stojących w kącie. Kolejno wyjmowali z nich suknie oraz garnitury i wręczali je gościom. Przybysze założyli je i  po wyjściu służby zaczęła się rozmowa:
- Viran, my mamy walczyć, a nie chodzić w smokingach - powiedział Ximus
- Z kim niby chcesz walczyć? - zdziwiła się pytana
- No nie wiem, ze złem...
- Czy to naprawdę konieczne Vir - wtrąciła Electra
- Niestety tak - zaczęła Viran - ja wiem, to moi rodzice, ale to też król i królowa. Oni nie rozumieją...
- Nie mów tak - mówił Sky
- Właśnie, te stroje nie są takie złe - kończyła Martyna -  moja suknia nawet mi się podoba
- Dzięki - uśmiechnęła się Viran - wiecie, kiedyś to ja będę musiała zasiąść na tym tronie. Ciekawe co wtedy stanie się z drużyną, rozpadniemy się?
- Nigdy! - wyraziła sprzeciw Electra
- A jak już nawet, to oby to się stało w dalekiej, dalekiej przyszłości - dodał Sky
- Tak dalekiej jak baza? - zauważyła El
- Ha ha ha - zaśmiali się, a Viran powiedziała:
- Tak, a nawet jeszcze dalszej
Wybiła godzina czwarta, więc przyjaciele udali się na zapowiedziany obiad.

*    *    *
Witam
Rozdział ten został napisany tak szybko
 ( no ja nwm czy to było szybko, ale ok)
 dzięki Emily Tano i mojej przyjaciółce Wiktori

I jeszcze mam ciekawostkę (czy o tam to jest)
Tja...
Emi przerobiła jeden z moich rysunków
i chciałam go pokazać (tak dla fanu)
To na razie tyle ode mnie
NMBZW
i do zobaczenia w następnym rozdziale
(który swoją drogą będzie pewnie niedługo bo Emi i Wika będą mnie tym męczyć)
 Dedyki powróciły, wiec dla Emi



















wtorek, 18 października 2016

Rozdział 8 - Ślad

    Zrobiło się zupełnie ciemno. Wszyscy byli zmęczeni wykańczającym dniem.
- Słuchajcie - mówiła Viran - musimy ustalić warty.
- Racja, nie wiemy gdzie jesteśmy i co może nas tu spotkać - wtrącił Ximus
- To ja mogę być pierwszy - zgłosił się mistrz wiatru. Wkrótce czuwania zostały ustalone.      
    Noc była ciepła. Gwiaździste niebo dodawało jej uroku. Sky siedział pod pobliskim drzewem i myślał o minionym dniu. Nagle usłyszał kroki. Wytężył wzrok, ale zobaczył tylko Martynę idącą w jego stronę.
- Moja zmiana - szepnęła
- Wiesz, ja jednak wolę czuwać. Nie mam zaufania do tego miejsca.
- Ja też nie  - przyznała - przynajmniej będzie raźniej.

   Sky rzeczywiście nie spał całą noc.  Nie zmrużył oka chociaż jego przyjaciele zmieniali się co jakiś czas. Rano Electra zaczęła się budzić. W tym czasie chłopcy i Martyna rozmawiali na temat powrotu na Marsa, jedząc na śniadanie dzikie owoce zebrane poprzedniego dnia. Viran nadal majstrowała coś w swoim zegarku, siedząc na pobliskim kamieniu i przegryzając dziką śliwkę. Electra wolno otworzyła oczy. Gdy jej świadomość zaczęła normalnie funkcjonować, zapytała:
- Co się stało?
- El !- przyjaciele podbiegli do niej
- O co wam chodzi? Co się stało?
- Nasz statek rozbił się na tej planecie. Sky nas uratował polem siłowym. - wyjaśniła Martyna
- Jakim polem siłowym?!
- O tym potem. Pamiętasz cokolwiek? - niepokoiła się Viran
- Nie bardzo. Chciałam włamać się do systemu Z81 i jakoś to zatrzymać, gdy statek zaczął wariować.
- To może dlatego straciłaś przytomność? - wymyśliła Viran
- Co masz na myśli - dopytywała El
- No nie wiem, rozbijający się statek mógł wyssać z niej prawie całą życiową moc?
- Emm, szczerze to nic nie rozumiem. Tak, czy inaczej dziękuję za pomoc - wstała i otrzepała się z piachu. - a tak w ogóle, to gdzie my jesteśmy? - rozejrzała się
- Trudno powiedzieć - mówiąc to Viran znowu spojrzała na zegarek.
- Viran! - krzyknął Michał
- Co?
- Odkąd tu jesteśmy, ciągle tylko ten zegarek cię interesuje!
- Próbuję skontaktować się z mistrzem - tłumaczyła. Dla niej i reszty bohaterów z kosmosu wydawało się to oczywiste. W końcu jakoś musieli się skontaktować z bazą. Jednak Ziemianie mieli inne zdanie na ten temat,  bardziej prymitywne. Martyna i Michał wiedzieli, że nowoczesna technika na nic się tu nie zda.
- Nie rozumiesz? - kontynuowała siostra. - Vir, nie możesz tak ufać technice, bo nic nie zdziałasz. Rozejrzyj się. To jest świat. Tylko on wystarczy, żeby wrócić do bazy. Trzeba tylko ruszyć głową, a on sam da nam wskazówkę, pokaże drogę. Wystarczy, że poszukasz.
- Macie rację. Może ktoś z nas już tu kiedyś był, albo... nie wiem... - rozejrzała się i jej wzrok padł na kamień na którym siedziała. Szybko podeszła do niego i zaczęła badać jego  zimny, twardy fragment. Zaczęła mamrotać coś pod nosem:
- O nie... to nie może być... dziwne, że jeszcze nas nie znaleźli...
- O co chodzi? - Ximus podszedł do niej
- Musimy uciekać.
- Dlaczego? Dokąd? - zdziwiła się reszta
- Teraz nie mam czasu tego wyjaśniać. Wiem dokąd iść. Powiem jedynie, że mamy duże szczęście...
- Nic nie rozumiem - przyznała Electra
- No to witaj w klubie - dołączyła się Martyna
- Chodźmy - rozkazała mistrzyni wody.
      Szli spokojnie a Viran oglądała się na różne strony, jakby spodziewała się ataku. Wiedziała co robi ponieważ znała te tereny... Nagle krzyknęła "padnij!" i wszyscy znaleźli się na gęstej trawie.
- Fałszywy alarm... - powiedziała wstając. Po chwili wszyscy szli dalej w milczeniu. W pewnej chwili mistrzyni wody zatrzymała się, zdjęła tiarę z głowy i spojrzała na nią.
- O co chodzi? - zaniepokoił się Sky
- Ehh... - westchnęła - to już tutaj. - podniosła głowę, nakładając na nią koronę i nagle przyjaciele zdali sobie sprawę, że stoją przed dziwnym, ogromnym żywopłotem. W pewnej chwili stanął na nim mężczyzna w dziwnym stroju strażnika wyglądający zupełnie jak Viran. Wykrzyknął:
- Stać. Kim jesteście i co tu robicie?



*     *     *
Żyję, żyję, spokojnie...
Długo nie pisałam... aż sama się sobie dziwię...
Nie ważne.
Oto jest rozdział kolejny
(sprawdzam który)
ósiem!
(nie wcale nie osiem, chodzi o ósiem)
wy macie tu "Ślad"
a ja mam wolne na kolejny miesiąc od pisania rozdziałów :P
Hi, hi, hi
Żartuję, żartuję...
Żeby sobie ktoś tylko nie pomyślał, że ja to specjalnie robię...
Dobra zamykam się. :*

Dedyka brak
(nie mam komu dać :( To smutne)

#NiechMocBędzieZWami 
Do zobaczenia

NMBZW




sobota, 20 sierpnia 2016

Rozdział 7 - Katastrofa

Przyjaciele wyszli z jaskini i skierowali się w stronę polany, na której stał ogromny statek kosmiczny.
- Wow, czy to Z81? - zawołała Martyna po przeczytaniu napisu na skrzydle. - myślałam, że jeszcze takich nie produkują! - Viran podeszła do maszyny, otworzyła drzwi i weszła do środka mówiąc z lisim uśmiechem:
- Bo nie produkują.
Reszta też weszła do środka. Wewnątrz statku było dużo miejsca. Stało tam sześć dwuosobowych foteli pasażerskich  oraz dwa stanowiska na przedzie. Każdy usiadł na innym, tylko Woodsowie obok siebie. Viran i Skysoon sterowali maszyną. Gdy wystartowali, Michał i Martyna patrzyli przez okno na oddalający się obraz Ziemi. Po dłuższej chwili dziewczyna nagle odezwała się:
- Będzie mi brakowało babci i domu.
- Mi też - westchnął brat - ale teraz mamy nową rodzinę i dom.
- Racja.
- Sky, przekalibruj ustawienia startowe - mówiła Viran i oboje zaczęli przyciskać guziki na niebieskim, elektronicznym panelu sterowania. Dziewczyna wykonała jeden ruch rękom i fotel Skaya oraz ten jej obróciły się a ona oznajmiła:
- Autopilot włączony, to co tam u was? - Cisza. Po chwili jednak Michał zapytał trochę nieśmiało.
- Jak... jak jest tam u was na Marsie?
- W jakim sensie? - włączył się mistrz wiatru.
- Eee, macie tam jakąś bazę czy co? Wiecie, nasze ziemskie radary wykryłyby ją, a nic nam o tym nie wiadomo.
- Ha - władczyni wody zaśmiała się krótko - nie. W połowie tak ale...nie. Może zacznijmy od tego, że nasza baza nie jest na Marsie, tylko w nim. W skrócie: To jest taka nowoczesna w pełni zautomatyzowana plątanina korytarzy, wind, schodów i pomieszczeń. A wasze radary jej nie wykryły, ponieważ jądro Marsa emituje silne pole, przez które jest niewykrywalna. W przeliczeniu, waszym naukowcom odkrycie tego zajmie około... 200 lat? Chociaż, nasza technika i tak się wtedy o wiele bardziej rozwinie i wymyślimy coś jeszcze lepszego.
- To było w skrócie? - znudziła się El, której już to kiedyś wbijali do głowy.
-  Tak. - Odparła zadowolona księżniczka. Po chwili Martyna zaczęła obracać się na różne strony i wypatrywać czegoś za oknem.
- Co jest? - zapytał brat
- Mam dziwne przeczucie, że zaraz wydarzy się coś złego.
- He? - zdziwieni Viran i Sky odwrócili się. Chłopak popatrzył na radar, a potem w okno i nagle krzyknął:
- Asteroidy! - Vir, genialny pilot, szybko złapała za ster i próbowała manewrować. Rzucało statkiem jak opętanym. Mistrz wiatru próbował zestrzelić większe przeszkody. Nagle jedna z nich uderzyła w maszynę od góry i wywołała niesamowite turbulencje.
- Odleciała klapa głównego napędu! - mówiła władczyni wody obejrzawszy się w tył za lecącym w przestrzeń kosmiczną kawałkiem metalu. - " A niby blacha wzmocniona!" - pomyślała - Kable są na wierzchu! Lepiej, żeby nic większego w nas nie uderzyło. - Sky strzelił i nagle jeden z meteorów rozprysnął się na tysiące ostrych kawałeczków. Jeden z odłamków przeciął jakiś kabel, od głównego napędu. Statek zaczął przybierać coraz większą prędkość. W końcu leciał tak szybko jak jeszcze chyba nigdy. Viran próbowała to zatrzymać przyciskając rożne przyciski. Niestety nic to nie dało. Electra dotknęła obiema dłońmi statku. Jej otwarte szeroko oczy zaczęły świecić na niebiesko i przelatywały przez nie różne cyfry i znaki. Nagle dał się słyszeć ogromny huk. Statek z wielka prędkością uderzył w jakąś planetę. Siła uderzeniowa zmiotła z powierzchni  rosnące nieopodal drzewa i krzewy. W powietrzu unosił się kurz, który  po chwili opadł. Dopiero teraz widać było lewitującego Skysoona z wyprostowaną przed siebie ręką, a wokół jego i przyjaciół lekko niebieską lecz przeźroczystą ściankę pola siłowego, którą wytworzył nie kto inny jak mistrz wiatru. W końcu ochrona zniknęła, chłopak upadł na podłogę i kucnął ze zmęczenia. Miał  przyspieszony oddech. Po chwili wszyscy wstali zdziwieni. Viran i Ximus podeszli do niego. Dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu, a ten spojrzał na nią tak, jakby chciał powiadzieć:
" Chyba się udało"
- Dobra robota, ale nie wiedziałam, że umiesz wytwarzać pole siłowe.
- Ja tez nie - odpowiedział
- Jak to zrobiłeś? - zapytał mistrz ognia
- Nie mam pojęcia, tak po prostu. Zobaczyłem jakieś dziwne zasłony i... - przerwał
- Wow...
- Czy nikomu nic się nie stało? - Viran rozejrzała się wkoło po pustyni . Martyna stała na piaskowej górce i czegoś wypatrywała a Michał przebierał szczątki Z81. Dopiero w tej chwili zauważyła leżąca na ziemi Electrę. - El! - wraz z tym krzykiem pozostali odwrócili się i podbiegli do mistrzyni elektryczności.
- El, co się stało? Electra, słyszysz mnie? El! - dziewczyna nie odpowiadała. Martyna przyjrzała się jej wnikliwie.
- Nie martwcie się, nic poważnego się jej nie stało.  Na pewno. Nie powinna leżeć narażona na promieniowanie słoneczne. Nam wszystkim może to zaszkodzić. Przenieśmy się do tamtego lasku. - przyjaciele wzięli El i poszli w stronę wskazanego miejsca. Kiedy dotarli, atmosfera nieco rozluźniła się. Ximus, Michał i Skysoon  zbierali drewno na opał. Viran próbowała skontaktować się z bazą na Marsie, ale jej zegarek uległ zniszczeniu. Martyna siedziała pod drzewem obok Electry.
- Michał, pomożesz z tą kłodą? - zapytał Ximus. Chłopak podszedł do kolegi i spoglądając na smutną siostrę, nawet o tym nie wiedząc, podniósł 50 kilowy kawał drzewa, jakby to był lekki patyk. Mistrzowie ognia i wiatru zaniemówili. Michał odłożył belę drewna i wszyscy trzej wrócili do pracy.
          Zaczęło się ściemniać. Zdenerwowana Viran ciągle próbowała naprawić zegarek. Sky siedział obok nieprzytomnej, Michał poszedł rozejrzeć się po okolicy a Martyna siedziała pod rozłożystym drzewem. Wpatrując się w zieloną trawę myślała o dzisiejszym dniu. Po jakimś czasie Ximus podszedł do niej mówiąc cicho:
- Cześć.
- A, to ty - dziewczyna podniosła na niego wzrok, a mistrz ognia usiadł obok niej. - cześć.
- Powiedz, skąd wiedziałaś o asteroidach? - zapytał
- Czasami miewam różne, dziwne wizje albo przeczucia, nawet nie wiem skąd. - spuściła głowę
- Coś się stało?
- Mam wrażenie, że to wszystko to moja wina.
- Nie myśl tak.
- Mogłam od razu powiedzieć, że zbliża się niebezpieczeństwo.
- Nie przejmuj się. To nie przez ciebie.
- Może i nie, ale i tak czuję się winna - po tych słowach zza krzaków wychyliło głowę jakieś niebieskie zwierzę i polizało ją w policzek po czym zniknęło - co to?
- Chyba zwierzęta cię lubią, prawda? - uśmiechnął się
- Jasnowidz się znalazł - zażartowała
- Widzisz, od razu się rozweseliłaś!
- Dzięki za poprawienie humoru.
- Nie ma za co, to w końcu rola przyjaciela.



*         *         *

Cześć, to ja!
To tyle, pa!

NMBZW



środa, 27 lipca 2016

Rozdział 6 - Ostatnie pożegnanie

W nocy Martyna postanowiła wymknąć się do swojej kryjówki w lesie. Po cichu wyszła z pokoju, później na dwór i już biegła sprintem przez las uważając, żeby nikt jej nie śledził.

Następnego dnia rano, Michał zastukał w drzwi gości.
- Proszę - odezwał się cienki głos Electry zza drzwi. Chłopak wszedł do pokoju i zapytał:
- Nie ma u was Martyny?
- Nie, a co się stało? - zdziwił się Ximus
- Nigdzie jej nie ma - tłumaczył wychodząc na hall.
- Jak to nie ma? - zdziwiła się mistrzyni wody - myślisz, że bała się wyniku egzaminu?
- Jakiego egzaminu? Viran, o co chodzi? - Sky spojrzał na nią z dziwnym wyrazem twarzy.
- Nie teraz, później wam wyjaśnię, na razie musimy znaleźć Martynę. - powiedziała kierując się na dwór - Jak myślisz Michał, gdzie ona może być? Może ma jakąś kryjówkę o której nikt nie wie?
- Możliwe, ale jeżeli to prawda to i ja nie wiem gdzie to jest. Faktycznie, znamy ten las jak własna kieszeń, ale szukałem jej już wszędzie.
- Może ukryła się poza lasem? - podrzucił pomysł Ximus
- Nie, moja siostra nie lubi wychodzić w miasto.
- Ale jednak gdzieś jest, więc warto jeszcze poszukać - pocieszała Electra. Wyszli na dwór nadal rozmawiając.
- Może powiesz babci? - proponowała Viran
- Wole nie, - powiedział - ona jest zajęta. Musi przemyśleć wczorajszą sytuację, lepiej jej nie przeszkadzać. A poza tym, co by to dało?
- Tak czy inaczej musimy zacząć poszukiwania - oznajmiła szefowa bohaterów.
- Jasne, chodźmy! - po tych słowach rozdzielili się i poszli, każdy w swoją stronę. Szukali wszędzie, w dziuplach, na drzewach, w krzakach, a nawet w norach. W końcu zrobiło się późno. Słońce zaczęło zachodzić i zbliżała się godzina odlotu na Marsa. Niestety Martyny nadal nigdzie nie było.
- El, jak byś mogła to pobiegnij prze parkować statek - powiedziała Viran ze smutkiem.
- Jasne – powiedziała i pobiegła. Nie było jej tylko przez chwilę i już pędziła jak błyskawica z drugiej strony lasu. – postawiłam statek na polanie nie daleko stąd.
- Dzięki – powiedziała i poszła do chłopaków stojących pod rozłożystym drzewem. – zbierajcie się. A gdzie jest Michał?
- Poszedł na chwilę do domu, jego babcia chciała z nim porozmawiać – tłumaczył Sky. Viran pomyślała, że na pewno chodzi o wczorajszy egzamin. Electra dołączyła do nich i zapytała:
- Jak myślicie Martyna wróci?
- Nie sądzę – Ximus spuścił głowę – do tej pory jej nie ma, a zaraz wylatujemy.
- Nie traćcie wiary! – Sky przywrócił ich do porządku – Viran, tak właściwie to o co chodziło z tym egzaminem? – mistrzyni wody opowiedziała drużynie całą historię.
- Ciekawe… - odezwał się Ximus gdy skończyła. Vir spojrzała na zegarek i posmutniała:
- Musimy już wyruszać. – powiedziawszy to podeszła do drewnianych drzwi domu. Stanęła w nich i przypatrywała się rozmowie staruszki z Michałem.
- Jestem dumna – mówiła kobieta – tylko szkoda, że twoja siostra się nie pojawiła.
- Niestety… Zniknęła z samego rana, i nigdzie jej nie ma.
- Przekażesz ten list mojemu bratu – podała wnukowi sztywną kopertę. Michał skinął głową na znak „do widzenia” i odszedł. Od razu zobaczył posmutniałą Viran i zadał pytanie na które i tak znał odpowiedź:
- Nie wróciła, co?
- Nie - westchnęła i wyszli z budynku – musimy już lecieć.
- Martyny ani śladu. – oznajmiła El
-  Martyna?! – zawołał mistrzyni wody
- Tak, no wiesz długie, proste, brązowe włosy, zielone oczy…
- Nie, tam! – Viran odwróciła koleżankę przodem do idącej przez las dziewczyny. I rzeczywiście to była Martyna. Przyjaciele podbiegli do niej.
- Przepraszam was… - tłumaczyła się – wiem, nie powinnam tak znikać, bez większego powodu…
- Nie ważne, dobrze, że jesteś tu i lecisz z nami! – pospieszył się Ximus.
- O nie, nie byłabym tego taka pewna! – przypomniała sobie o czymś i pobiegła do siedziby  (chyba mogę to tak nazwać?) . Wparowała do niej, a staruszka siedziała właśnie kuchni. – Babciu! – kiwnęła głową. Reszta przyjaciół przyglądała się jej z daleka. – przepraszam za to całe zamieszanie, spanikowałam po tym wczorajszym… egzaminie… i… i jeżeli uznasz, że nie powinnam lecieć, bo nie jestem gotowa… to nie polecę…
- Posłuchaj, jesteś tchórzliwa bo uciekłaś, jesteś odważna bo wróciłaś, stoisz tu i przyznajesz się do błędów, chociaż możesz ponieść surową karę. Nie wiem, czy jesteś tchórzem, czy masz w sobie więcej odwagi. Ty sama możesz tego nie wiedzieć. Ale dowiesz się trenując pod okiem  mojego brata.
- To znaczy, że mogę lecieć? – dziewczyna zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia. Staruszka tyko (jak zwykle) kiwnęła głową, lecz wszyscy zrozumieli, że to miało znaczyć „tak”.
- Mój brat na pewno dobrze was wyszkoli. Jestem dumna. – po tych słowach szóstka przyjaciół wyszła na zewnątrz. Woodsowie stanęli i bez słowa odwrócili się w stronę budynku. Wiedzieli, że to może być ich ostatnie pożegnanie ze starym domem życiem i rodziną.

Pokierowali się w stronę, znajdującej się nie daleko, polany.
- Blisko było. – Martyna odetchnęła
- Zaiste. – rzekł młody mnich (Skysoon, tak dla jasności).
- A jaka długa przemowa! – przyznała El
- To nie nowość  – powiedział Michał – to jedna z krótszych. A czym lecimy na tego Marsa?
- Statkiem kosmicznym – odpowiedziała wesoła Electra na oczywiste dla niej pytanie.
- Martyna, gdzie w ogóle byłaś jak cię szukaliśmy? – zapytał Ximus. Dziewczyna zamyśliła się, lecz po chwili powiedziała:
- A chcecie zobaczyć?
- Jasne! – odpowiedzieli już biegnąc za nią. Nie trwało to długo, a dotarli do skalnej groty.
- Jaskinia miliona korytarzy. – tłumaczył Michał – chowaliśmy się tu jak byliśmy mali. To właśnie tutaj byłaś? – zwrócił się brat do siostry.

- Tak jakby, chodźcie za mną – mówiąc to dziewczyna weszła do pieczary – skoro i tak pewni nigdy więcej tu nie wrócę, to chyba czas ujawnić swoja kryjówkę. To tak. Najpierw korytarzem w lewo – mówiła idąc coraz szybciej – teraz trzecie przejście od prawej, następnie w prawo, w lewo, w prawo, znowu w prawo i w lewo. – stanęła plecami do kotary z liści i lian, ale przodem do przyjaciół. – chodźcie, ale cicho – zniknęła za zasłoną. Bohaterowie powoli odgarnęli pnącza i ukazała im się piękna, ogromna  jaskinia (sorry za powtórzenie, ale mój słownik synonimów gdzieś się zapodział). Zamiast twardej, kamiennej podłogi była tu miękka, zielona trawa. Na środku tego nietypowego pomieszczenia, rozpościerało się jeziorko z pływającymi na nim łabędziami. Po drugiej stronie rosło potężne, rozłożyste drzewo. Na łące pełnej kwiatów pasły się sarny i skakały zające. Było tu jasno i przyjemnie. Ciepłe, wpadające przez skalne szczeliny promienie zachodzącego słońca, ogrzewały wszystko dookoła.  Na ścianach widniały malunki naścienne. Wyglądały na bardzo stare, nawet z przed tysiąca lat. Na ten widok wszyscy stanęli jak wryci. Nikt nie wyobrażał sobie takiego miejsca w samym środku skalnego labiryntu. 


*   *   *
Witajcie.
Na wstępie chciałabym poinformować wszystkich czytelników, że rozdziały na tym blogu nie są pisane na bieżąco. Prawie rok temu, podjęłam się napisania książki o sześciu bohaterach: Viran, Ximus, Skysoon, Michał, Martyna oraz Electra. Rozdziałów jest już około 30. Pierwszy  został napisany 07.10.2015r. Niestety książka znajduje się na komputerze ze starym oprogramowaniem, niekompatybilnym z laptopem na którym ją publikuje.
- No to możesz publikować rozdziały na tamtym kompie - zgaduje, że tak myślicie. 
Niestety to nie takie proste, ponieważ internet nie zadziała na starym oprogramowaniu, a jak wiecie bez internetu się nie da. Stąd również wzięły się moje problemy z ich nieregularnym zamieszczaniem.
Nie wiem czy wiecie, ale łatwiej i szybciej pisze się na bieżąco niż przepisuje. To tyle.
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!
NMBZW







środa, 6 lipca 2016

Rozdział 4 - Egzamin

Staruszka, wiedząc jakie pytanie zaprząta ich myśli, zaczęła opowiadać między innymi o tym, że mistrz czwórki bohaterów jest jej bratem. Po upływie trzydziestu minut zaczęło się ściemniać.
- Kiedy wyruszamy? - zapytała Martyna
- Jutro o zmroku - zadecydowała babcia - ale teraz pokażcie gościom ich pokój. - na tym skończyła się rozmowa.
Woodsowie zaprowadzili bohaterów na poddasze. Weszli po schodach i od razu skręcili w lewo. Michał otworzył drzwi i wszyscy weszli do całkiem dużego pomieszczenia. Był to pokój gościnny. Stała w nim tylko kanapa, stolik i dwa krzesła.
- Niestety, nie ma tu zbyt dużych wygód, ale to lepsze niż nic. - tłumaczył Michał.
- Jasne, w końcu to tylko jedna noc - powiedział Sky.
- Jakby co, to jestem po prawej - Martyna wskazała drzwi swojego pokoju.
- A ja na przeciwko - po tych słowach Michał zamknął drzwi - lubię ich, a ty?
- Ja też, i mam wrażenie, że to początek czegoś wielkiego. - oświadczyła, po czym skierowali się  do swoich pokoi.

*     *     * 

W nocy Viran obudził dziwny hałas. Wstała z podłogi, na której spała i cicho podeszła do okna. Stała tak przez dłuższą chwilę, lecz nic nie zobaczyła. Wyszła z pokoju i weszła do zupełnie ciemnego hallu. Odgłosy walki zagłuszały bezwzględną ciszę panującą w całym domu. Mistrzyni wody zeszła po schodach i wyszła na dwór. Gdy tylko ujrzała siedzącą na drzewie Martynę zawołała:
- Cześć, co tu robisz? - dziewczyna, nic nie mówiąc, wskazała, żeby Viran wdrapała się na drzewo.  Viran usiadła obok koleżanki i zobaczyła walczącego Michała z jego babcią - o co tu chodzi?
- Co noc, o tej porze, mamy... trening - tłumaczyła - Pewnie sądzicie, że jesteśmy zwykłymi ludźmi, ale nie jesteśmy. Nigdy nie widzieliśmy naszych rodziców, a po ich śmierci babcia zaczęła nas szkolić. Jako, że dzisiaj jest tutaj nasza ostatnia noc i ostatni trening, więc właśnie mamy egzamin.
- Wow, niesamowite... - Viran jak zwykle się zamyśliła - twój brat nieźle walczy.
- Tak. Sądzę, że jest lepszy ode mnie.
- No co ty, na pewno jesteś w tym równie dobra. 
- Dzięki, oby to była prawda.. wiesz, od tego testu może zależeć, czy z wami polecimy... czy nie. - widać było, że Martyna się trochę denerwuje. Nagle odgłosy walki ucichły - teraz ja, trzymaj kciuki. Po tych słowach dziewczyna zeszła z drzewa, stanęła przed staruszką i rozpoczęła się bitwa. Michał usiadł niedaleko Viran, która przyglądała się walce. W końcu dziewczyna powiedziała:
- Jak tam egzamin?
- Powiem ci tylko, że nie jest łatwo. 
- Całkiem dobrze walczysz.
- Dzięki.
Martyna walczyła z niepokonaną mistrzynią aż do momentu, gdy ta powiedziała:
- Wystarczy - niestety dziewczyna nie zdążyła zareagować i zadała ostatni cios, przed którym kobieta się obroniła. Staruszka kiwnęła poważnie głową i nic nie mówiąc pokierowała się w stronę domu. Michał i Viran zeszli z drzewa i podeszli do Martyny. 
- Co się stało? - zapytał brat
- Nie wiem... - spuściła głowę i nie patrząc na nich poszła do domu. 
- Boisz się werdyktu? - zapytała mistrzyni wody Michała.
- Nie boję się wyniku egzaminu, boję się, że stracę najbliższą mi osobę - mówiąc to, chłopak spojrzał na wchodzącą do domu, załamaną siostrę.


*   *   *
Wakacje!!! Nareszcie!!!
Proszę bardzo, rozdział 4,
 miłego czytania
 i nwm co tu napisać więc to tyle :D

NM i Wakacyjny wypoczynek BZW

dedyk dla mojej przyjaciółki Wiktorii <3













niedziela, 12 czerwca 2016

Rozdział 3 -

            Zadzwonił dzwonek na przerwę. Uczniowie klasy 2B opuścili salę i wyszli przed szkołę. Kilka osób od razu skierowało się w stronę swoich domów. Woodsowie stali przed budynkiem
i rozmawiali z przyjaciółmi.
- Dobrze, widzę ich - powiedziała Viran - słuchajcie, musimy dowiedzieć się gdzie mieszkają.
- Nie ma sprawy! Pójdę za nimi - mówiąc to Skysoon na chwilę stał się niewidzialny.
- Okey, ale jedna sprawa - Vir wyciągnęła z kieszeni małą, metalową kulkę i przyczepiła ją do ubrania Skaya - to nadajnik, dzięki niemu będziemy wiedzieć, gdzie jesteś.
Nagle nadjechał autobus i zasłonił (Zażyrafił) cały widok na szkołę lecz po chwili  odjechał. W tym momencie czwórka przyjaciół zorientowała się, że Woodsów już przed liceum nie ma.
- Wsiedli do autobusu! Sky, leć za nimi! - mówiła Electra, ale Skaya już nie było.
- Ok komputer, zlokalizuj nadajnik - urządzenie jak zwykle posłusznie wykonało rozkaz - dobra, kierują się w stronę lasu. Już dojechali! - powiedziała po chwili - Wysiadają z autobusu, szybko za mną! - pobiegli. Zajęło im to niewiele czasu, zważywszy na super szybkość El. Woodsowie szli piaskową drogą w głąb lasu. Bohaterowie zaczęli ich śledzić (łososić). Nagle Martyna zaczęła dziwnie się zachowywać.
- Co jest? - zapytał brat. Dziewczyna szepnęła:
- Mam dziwne przeczucie, że ktoś nas obserwuje. - Michał wiedział, że z przeczuciami siostry nie warto się kłócić. Teraz oboje mieli dziwne przeczucia. Szli w milczeniu. Nie rozglądali się, bo nie chcieli zdradzać, że czegokolwiek się spodziewali. Oczy wirowały im na różne strony. Bohaterowie siedzieli w krzakach (czemu ja ciągle piszę, że oni siedzą w krzakach?).
- Viran, jak my im powiemy, że mamy moce i że..? - zapytał Ximus
- Cóż... - zamyśliła się - wiem, róbcie to co ja - powiedziała i chlusnęła wodą, robiąc kałużę za Woodsami.
- Eee? - zdziwili się. Rozejrzeli się dookoła jednak nikogo nie zauważyli. Bohaterowie od razu zrozumieli o co chodzi. Electra przebiegła z prędkością światła z tyłu zaskoczonych. Skysoon zawiał tak silnym wiatrem, że niemal zdmuchnął wszystkie liście z drzew.
- Hę? - zdziwienie rodzeństwa przekroczyło granice normy. - co tu się dzieję? - Martyna panicznym wzrokiem rozejrzała się po krzakach. Viran zrozumiała, że pora się ujawnić.
- Dobra, dosyć! - powiedziała  spuszczając głowę i wychodząc z krzaków. Reszta też wyszła z ukrycia. Woodsowie przerażeni patrzyli na szefową o niebieskiej skórze i trochę się cofnęli.
- Przepraszamy za to wszystko, powinniśmy od razu się wam przedstawić. Więc jestem Viran Sea, córka króla i królowej wody, mistrzyni wody i szefowa dróżyny - ukłoniła się - To jest Electra Star władczyni elektryczności, Ximus władca ognia i Skysoon Stich mistrz wiatru. I jeszcze raz przepraszamy za to zamieszanie, głupio wyszło...
- Eee - Woodsowie poczuli się niezręcznie. - jestem... - Martyna po chwili zaczęła.
- Wiemy - przerwał jej Sky. - jesteście Martyna i Michał Woods.
- Coś o nas wiecie, ale kim jesteście i co tu właściwie robicie? - zapytał lekko oszołomiony Michał.
- Widzicie, to długa historia... - zaczęła Viran i wszyscy pokierowali się w głąb lasu z ziemianami  - jesteśmy bohaterami z kosmosu i przybyliśmy tu po was.
- Że co, przepraszam? Po nas? - zapytała z niedowierzaniem Martyna. Jednak przez to co przed chwilą się wydarzyło i niebieską skórę Vir, była skłonna w to uwierzyć.
- A pamiętasz te legendy? - Michał trochę nieśmiało szturchnął siostrę ramieniem.
- Rzeczywiście, chodźcie! - powiedziała i pobiegli.
- Dokąd biegniemy? - zapytał Sky
- W odwiedziny - wyjaśnił Michał. po paru minutach znaleźli się przed niewielkim budynkiem, pokrytym czarną dachówką i beżową farbą. Woodsowie stanęli przed drzwiami wejściowymi. Martyna wyjęła z kieszeni kluczyk i otworzyła drzwi. Weszli do hallu a z niego do niewielkiego saloniku z drewnianymi schodami prowadzącymi na piętro. Podłoga z jasnego drewna połyskiwała od słońca wpadającego przez okno nad schodami. Było tu jasno i przyjemnie.
- Poczekajcie - powiedziała Martyna i nagle zniknęła.
- Gdzie ona się podziała? - zapytał Ximus
- Emm, dowiecie się później -odpowiedział niechętnie Michał - siadajcie - mówiąc to, chłopak zaprowadził ich do kuchni. Usiedli na brązowej kanapie przy dużym jasnym stole i zaczęli rozmawiać.
             Martyna szła powoli wąskim korytarzem. Ściany zrobione z dużych, starych, szarych cegieł
i podłoga z ciemnego drewna dodawały mu mroku. W końcu dotarła do starych drzwi, otworzyła je
i weszła do niewielkiego wnętrza. Na środku pomieszczenia siedziała staruszka w nietypowej pozie,
i z zamkniętymi oczami.
- Przeszkadzam ci? - zapytała dziewczyna. Kobieta otworzyła oczy i cichym, miłym, głębokim głosem powiedziała:
- Nie, co się stało?
- Emm, mamy gości... nietypowych gości.
- Czyżby pewna czwórka? Czułam, że niedługo się zjawią.
Po chwili znalazły się w kuchni. Wchodząc do pomieszczenia staruszka przywitała się:
- Dzień dobry.
- To jest nasza babcia. - wyjaśniła Martyna
- Dzień dobry - odpowiedzieli. Martyna i babcia usiadły przy stole. Michał w tym czasie nalewał do siedmiu szklanek sok malinowy.
- Wiedziałam, że w końcu przylecicie. - powiedziała kobieta. Na twarzach czwórki bohaterów
z kosmosu pojawił się wyraz zdziwienia. Zadawali sobie tylko jedno pytanie:
"Skąd babcia Michała i Martyny ich zna?!"

* * *
Jej!
Wiem,że długo czekaliście na ten rozdział, i w końcu jest!
Mam nadzieje, że po ostatnim zdaniu zostawiam was w niedosycie.
Postaram się trochę częściej pisać rozdziały, żebyście się tak nie nudzili podczas szkoły...
No cóż jeszcze tylko kilka tygodni i wakacje!!!
Chyba wszyscy czekają na nie w wypiekami na policzkach.
Byle do wakacji!!!

Dedyk dla: Olgi
Chyba bardzo chciałaś dedyk po ostatnich komentarzach... :)

NM i Wakacje BZW
Papa!

wtorek, 17 maja 2016

Rozdział 2 - Poszukiwania czas zacząć!

Po lekcji wf-u Martyna i Michał udali się do szkolnej stołówki. Weszli do dużego pomieszczenia, którego podłoga pokryta była szaro - beżowymi kafelkami, a ściany biało - kremową farbą. Na przeciwległej do wejścia ścianie mieściły się szklane drzwi a po ich obu stronach duże okna. Rodzeństwo pokierowało się w ich stronę i wyszło na dwór. Świeciło słońce. Chociaż wiał lekki wiatr, było ciepło. Usiedli przy wolnym stoliku obok płotu, wyjmując z plecaków kanapki i owoce.

Tymczasem czwórka bohaterów znalazła się w krzakach, 100 m przed budynkiem liceum.
- Ale tu dziwnie! - Sky z podziwem rozglądał się po mieście.
- Tak, powiedział ktoś,  kto ma super moce! - El mruknęła z sarkazmem - Ale rzeczywiście jest tu jakoś... nie nowocześnie... - dodała z obrzydzeniem.
- wszystkiego się czepiacie!  - wtrącił Ximus - no, może jest tu trochę inaczej niż mogło się wydawać, ale nie od razu dziwnie.
- ale to Ziemia - oznajmiła Viran - czego wy sie spodziewaliście?
- a skąd ja mam to wiedzieć? - powiedziała mistrzyni elektryczności
- Dobrze, słuchajcie - zaczęła Viran. - nie możemy tak po prostu wejść sobie do tej szkoły i ich szukać.
- potwierdzam, w końcu trochę się wyróżniasz Viran... - spojrzeli na dziewczynę o niebieskiej skórze.
- ha ha ha, bardzo śmieszne - burknęła mistrzyni wody.
- w jaki sposób ich znajdziemy? - zapytała Electra
- jeszcze nie wiem. Na razie poobserwujemy ich z ukrycia.
- Dobry pomysł - zgodzili się i wszyscy niepostrzeżenie schowali się w krzaki jeszcze bliżej stołówki, jednak po drugiej stronie ulicy.
- widzicie coś podejrzanego? - zapytał po chwili Ximus
- hmm, a może to oni? - Electra pokazała palcem siedzących w centrum skwerku, chłopaka i dziewczynę.
- nie, nie wyglądają jak ci na zdjęciu - stwierdził Sky
- to może tamci - spróbowała ponownie
- pudło - powiedziała Viran - bo to tamci - wskazała siedzące w kącie dwie osoby.
- bardzo prawdopodobne - stwierdził mistrz ognia
- nie ,, bardzo prawdopodobne" Ximus, tylko na pewno! - dodała Electra
- fajnie, wiemy już, którzy to są, ale zaraz może skończyć się przerwa i znikną nam z oczu. - uświadomił im Ximus
- no to co, zaczniemy ich śledzić jak skończą lekcje - wymyśliła Electra
- Nie zapomnijcie, że nie wiemy kiedy kończą lekcje - przypomniał Skysoon. W tym momencie zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec przerwy. Uczniowie opuścili stołówkę. W ciągu paru minut zrobiło się całkiem pusto.
- jak to nie wiemy? - zapytała Viran
- a wiemy? - zdziwiła się reszta
- jasne, zobaczcie - mówiąc to dziewczyna pokazała im swój niebieski zegarek w kształcie kropli wody.
- eee, zegarek? - powiedziała zaskoczona El
- to nie byle jaki zegarek, troszeczkę go unowocześniłam - mówiąc to, szefowa drużyny nacisnęła na przedmiot. Ten otworzył się i przed czwórką przyjaciół ukazał się mały, lekko niebieski, holograficzny ekranik.
- komputerze, wyszukaj mi  bazę danych Liceum Władysława Jagiełły, na Ziemi i znajdź mi plan lekcji osób z nazwiskiem Woods (Specjalnie dla Magdy napiszę, że to czyta się "Łuds", bo później będzie mnie zamęczać komentarzami o jakiś "wodoodporne" :) ) - urządzenie posłusznie wykonało polecenie - wnioskując z tego co tu jest napisane, nasze zguby kończą lekcje za pół godziny.
- super - powiedziała sarkastycznie Electra - co my będziemy tu robić przez tyle czasu?,

* * *

Nareszcie!!!
Na wstępie chciałabym poinformować, że prawie cały ten rozdział został napisany na telefonie.
Dziękuję, że poczekaliście, bo jak mówiłam w informacji, nie bardzo mam czas na pisanie rozdziałów :( Ogłaszam, że od wstawienia tego posta moje wcześniejsze zapowiedzi, że rozdziały będą się pojawiać 1-2 na 1-2 tygodnie ulegną zmianie. Otóż teraz nie będzie określonego terminu.
Mam nadzieję, że przez tą zmianę, czytelników nie ubędzie!
Ale tak będzie lepiej dla wszystkich... xD

Dedyk dla Vanessy

NMBZW


czwartek, 12 maja 2016

Informacja

Witajcie!
Już dawno nie pisałam żadnego rozdziału i za to bardzo przepraszam, jednak mam nadzieję, że mi wybaczycie i zrozumiecie, że nie bardzo mam na to czas. Postaram się napisać rozdział jakoś do końca tygodnia, ale nic nie obiecuje. A na takie ponowne rozbujanie waszej chęci do czytania zapowiadam, że w najbliższym czasie w końcu zacznie się coś dziać.
Serdecznie zapraszam do czytania i pozdrawiam wszystkich, którzy się na mnie nie obrazili lub nie obrażą.
NM i cierpliwość BZW

niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 1 - Woodsowie

Rodzeństwo Woods szło korytarzem Liceum im. Władysława Jagiełły.
- Ech, jestem głodna, kiedy przerwa obiadowa? - zapytała Martyna.
- Niestety za godzinę - odpowiedział brat.
- A co teraz mamy? - dopytywała znudzona.
- Na szczęście WF - rzucił Michał.
- Tak! Mój ulubiony przedmiot  - ożywiła się siostra.
- Mój też!

Na WF-ie...(w sali gimnastycznej)
- Dzisiaj będziecie zdawać z toru przeszkód. - oznajmił wysoki, szczupły, czarnowłosy pan Reckly - nauczyciel wychowania fizycznego - spójrzcie, startujemy od tego miejsca - zaczął tłumaczyć - wspinamy się na ściankę, chwytamy się liny i po niej zjeżdżamy w dół (nie, bo zjeżdża się do góry xD), następnie biegniemy slalomem między pachołkami i po oponach, robimy fikołka
na macie, przeskakujemy przez obręcz i biegniemy do mety, jasne? To wszystko na czas, idziemy dziennikiem. Pierwsza Julia Akr. Z grupki osób kierujących się w stronę ławek przy ścianie wyłoniła się dziewczyna o krótkich, brązowych włosach i niebieskich oczach. Ze strachu nie zauważyła rozwiązanej sznurówki w swoim bucie. Na dźwięk gwizdka wystartowała. Julia całkiem sprawnie pokonała tor przeszkód, jednak gdy po przeskoczeniu obręczy chciała pokonać ostatnie kilka metrów, potknęła się o sznurówkę (Tak, synonim do "sznurówka"...?) i upadła na twarz. Po chwili jednak wstała i dokończyła sprawdzian.
- Nic ci się nie stało? - niechetnie zapytał nauczyciel.
- Nie, mam mocne kości (I mocną twarz...) - odpowiedziała
- To dobrze, czas minuta dwadzieścia... - spojrzał na tabelkę ocen w dzienniku - ocena pięć plus.
- Dziękuję. - powiedziała i odeszła.
- Jula, wszystko gra? - zapytała Martyna, gdy koleżanka wróciła.
- Tak, jak najbardziej. - uśmiechnęła się
- To super, już się bałam, że coś ci się stało - powiedziała
- Oj, no co ty! - odparła machnąwszy ręką
- Cisza! - rozmowę przerwał nauczyciel. - Następny Marcin Burkowski. Marcin był średniego wzrostu, rudym, niezbyt wysokim, piegowatym (Ja nie mogę, ile tych epitetów!!!) skarbnikiem klasy, a także jednym z lepiej uczących się osób. Chłopak podszedł do lini. Wuefista gwizdnął, a Marcin wystartował.  Cały tor przeszkód przebył całkiem sprawnie.
- Dobrze, piątka z plusem. Teraz Eryk Erykowski. - był on... ciamajdą... (oszczędzę sobie nadzwyczajnie długich opisów) Chłopak miał czarne włosy i  czarne oczy.  Stanął sobie, jakby nigdy nic, na MECIE.
- Eryku! - wrzasnął zdenerwowany nauczyciel. - stań tutaj! - pokazał biała kreskę.
- Aaaa... - chłopaka oświeciło - A ja nie wiedziałem do czego ona służy.
- Do startowania!
- Naprawdę?
- Tak!
- Ale na serio?
- Tak!!
- Ale tak naprawdę, na serio?
- Nie!
- Naprawdę - chłopak zgłupiał.
- Tak na serio!!! Stan tu i biegnij! - w tym momencie gwizdnął. Eryk... Eryk... tego nie można było nazwać bieganiem... Chłopak ociągał się i wykonywał wszystko wolniej niż ślimak. Na ściankę nie wspiął się w ogóle, tylko ją ominął, gdy biegł slalomem między pachołkami wszystkie poprzewracał, kiedy biegł po oponach upadł kilkanaście razy, zamiast zrobić fikołka położył się na macie, a potem wstał i zamiast przeskoczyć przez obręcz przeszedł obok, w dodatku tak, że obręcz spadła! A gdy dotarł do mety krzyknął zirytowany:
- I wróciłem na start!

Po jakimś czasie, gdy prawie wszyscy uczniowie mieli już oceny, nauczyciel wywołał przedostatnią osobę:
- Martyna Woods! - Dziewczyna pewnie podeszła do lini. Wtem rozległ się dźwięk gwizdka. Martyna wystrzeliła jak torpeda. Uwielbiała wf, a tym bardziej tory przeszkód, więc bez problemu poradziła sobie w tej chwili.
- Pięknie - przyznał nauczyciel pamiętając bieg w wykonaniu Eryka... - sześć.
- Dziękuję bardzo. - podziękowała i odeszła, a gdy mijała się z bratem, który został wywołany na zaliczenie jako ostatni, spontanicznie przybili sobie piątkę. Michał wystartował. Równie dobrze poradził sobie z torem przeszkód, a może nawet lepiej?
- Genialnie. - mówił nauczyciel, kiedy chłopak dotarł do końca. Oczywiście dla wszystkich było jasne jaką ocenę dostał. - Możecie już iść - pozwolił nauczyciel i sam pokierował się w stronę wyjścia.
- Dzyyyyyyń...! - w tym momencie zadzwonił dzwonek, co oznaczało upragnioną przerwę na obiad.


--- <3 --- 


Spoko loko foko moko, rozdział 1 - chociaż po długiej, przerwie -  to jest! 
(nwm co tu jaszcze napisać!) Dzięki z komentarze pod prologiem. Mam nadzieję, że rozdział 1 również się podoba.
NMBZW


Dedyk dla: Olgi <3 thx za pomysł z Erykiem xD


poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Prolog

- Drodzy uczniowie - powiedział siwy mężczyzna z długą brodą - jak wiecie jest was czwórka (Tak, mądre zdanie). Mistrzyni wody, elektryczności oraz synowie (xD) wiatru i ognia. Na planecie zwanej Ziemią mieszka pewne rodzeństwo, a mianowicie Martyna i Michał Woods.
- I mamy ich odnaleźć? - domyślała się mistrzyni wody, Viran Sea. Była ona dziewczyną o blond włosach splecionych w warkocz i niebieskiej skórze. Na głowie miała koronę dlatego, że była księżniczką w królestwie wodnym. Ubrana była w krótką z przodu i długą do ziemi z tyłu, sukienkę w kolorze niebieskim, ze złotymi elementami. Dziewczyna uznawana była za szefową drużyny.
- Tak - odparł mistrz - niestety nie podam wam ich adresu, ale wiem, że chodzą do liceum imienia Władysława Jagiełły w Polsce.
- Tak właściwie to po co my mamy ich szukać? - zapytała blond włosa Electra Star. Była ona wysportowaną, ubraną w krótką, błękitną bluzkę i spódniczkę we wzór z żółtymi piorunami, dziewczyną z ogromnym poczuciem humoru. Jak każdy, miała na szyi naszyjnik symbolizujący jej moc. 
- Dowiecie się w swoim czasie - po tych tajemniczych słowach staruszek, tak jak to miał w zwyczaju, oddalił się w głąb korytarza.
- No, to mamy zajęcie na długi, długi czas! - rzekł władca ognia, Ximus Fir, który jako jedyny z czwórki bohaterów był wojownikiem. Chłopak miał kasztanowo - rude włosy. Nosił długie brązowe spodnie, czarną koszulkę z narysowanymi na niej płomieniami oraz szarą bluzę.
- Och nie dramatyzuj, to moja działka! - zaśmiała się Electra 
- Od czego by tu zacząć, od czego? - w tym czasie Viran myślała na głos - Nie możemy ich przecież szukać nie wiedząc kim są i jak wyglądają. Hmm... Wiem! - krzyknęła i podbiegła do nowoczesnego komputera znajdującego się w ogromnej bazie we wnętrzu planety Mars, w której aktualnie się znajdowali. Cała siedziba była jak z innej galaktyki. Różne korytarze prowadziły do różnych pomieszczeń: do sali treningowej, bazy dowodzenia, różnych sypialni, jadalni, łazienek, laboratoriów i wielu, wielu innych.. Dominował tu kolor niebieski i biały. Wszystko było wykafelkowane, nowe i czyste. Było tam jasno i elegancko. W ogóle nie czuło się, że jest się kilkaset tysięcy metrów pod powierzchnią planety. W tym labiryncie korytarzy i pomieszczeń pracowało wiele badaczy i naukowców  jednak w całej tej ogromnej bazie był tylko jeden Ziemianin. 
- Co robisz? - zapytał Skysoon, podchodząc do Viran. Był on jasnowłosym mistrzem wiatru. Miał na sobie krótkie do kolan, szare dresy i zwariowaną koszulkę w kolorach: niebieskim, zielonym, czarnym i białym.
- Wpadłam na genialny pomysł! - powiedziała wlepiając oczy w ekran monitora - sprawdzam w międzygalaktycznym necie (Może taki mają...) czy nie ma czegoś o tych osobach, które mamy znaleźć. 
- Świetna myśl! - pochwalił ją Ximus. Electra również podeszła i zaczęła przyglądać się ekranowi komputera i po chwili zawołała:
- Patrzcie! Mamy ich!
- Tak, wszystko się zgadza... - potwierdziła szefowa.
- To muszą być oni! - ucieszył się Sky.
- Przydałby się jakiś opis, albo zdjęcie - powiedziała mistrzyni wody.
- Mówisz, masz. - mówiąc to władca ognia wskazał palcem ikonkę z napisem "Drukuj". Viran przycisnęła przycisk i momentalnie zgasło światło. Po chwili jednak zrobiło się trochę jaśniej, ponieważ Ximusowi zaczęły płonąć włosy.  
- Hmm... Chyba było spięcie - stwierdziła Vir. Electra dotknęła palcem monitora. W tym momencie, tak jakby, elektryczność przeszła z jej palca aż do komputera, przez kable i znowu zaczęło świecić światło. 
- Od razu lepiej! - powiedziała El.
Zięcie wydrukowało się niezbyt wyraźnie, ale i tak można było wyróżnić na nim dziewczynę o długich, prostych, brązowych włosach i zielonych oczach oraz chłopaka o brązowych włosach i oczach tego samego koloru.
Viran wzięła zdjęcie i wszyscy udali się w stronę szklanych drzwi, za którymi stał ogromny, biały statek kosmiczny.

------------- :D -------------
Juhu!!! Prolog gotowy!!!
Zapraszam do zakładki "Bohaterowie" tam więcej dziwnych imion i dopełnienie opisów.
PS Rozdziały (na razie) będą pojawiać się nieregularnie, 1-2 rozdziałów na 1-2 tygodnie.
Pozdrawiam wszystkich czytelników!!!
NMBZW <3